piątek, 24 kwietnia 2015

The end.

Tytułem wstępu pozwolę sobie napomknąć o niedawnym proteście pielęgniarek. Przed Urzędem Wojewódzkim we Wrocławiu zjawiło się około 400 osób. Śmieszna liczba, ale nieważne. Protest odbył się we wszystkich miastach wojewódzkich, a więc można powiedzieć, że udał się na tyle, by w stopniu umiarkowanym dotrzeć do mediów. Super. Ale co z rządem? Nie słyszą? Nie widzą? Kpina. Idealny przykład na to, że całą sprawę P&P mają w dupie. Jak najlepiej zobrazować to co dzieje się w naszym kraju? 
Komentarz zbędny. 

Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek.

Przyznam się szczerze, że gdybym miała jeszcze raz wybierać swoje studia, wiedząc co czeka mnie na Pielęgniarstwie, długo bym się zastanawiała. Zawód - piękny, kierunek - tragiczny. Zabierający nam czas, życie prywatne w 80%, a przede wszystkim sen. 

Kolejny etap się zamknął. Może niedefinitywnie, ale na pewno rozpoczął się proces kończący następną część mojego życia. Ciężko uwierzyć w to, że trzy lat spędzania 3/4 swojego życia na oddziałach, zupełnie za darmo - dobiegł końca. Schodząc z oddziału Reumatologii, zasunęły się za mną drzwi szpitala przy ul. Borowskiej, mam nadzieję, że na zawsze. 
Skończyło się codzienne wstawanie o 5. 
Skończyły się męczące podróże na wszystkie krańce Wrocławia.
Skończyło się wykorzystywanie i wysługiwanie naszymi nogami i rękami. 
Skończyło się oglądanie naburmuszonych, rozgoryczonych pań pielęgniarek. 
Cudownie! Jakiż wspaniały odpoczynek psychiczny, fizyczny zresztą również. Czekałam na ten moment od połowy drugiego roku, kiedy po raz pierwszy byłam zbyt zmęczona żeby zasnąć. 
Wyczekiwany moment zbliżał się wielkimi krokami, od poniedziałku czekałam na piątkowe popołudnie, i co? I dupa.
Zero ulgi, zero satysfakcji, zero radości. Wręcz odwrotnie. Dziwne uczucie kiedy po włożeniu mundurka do pralki, uświadomiłam sobie...że przecież nie potrzebuję go na poniedziałek. 
Trudno było mi wypunktować te negatywne strony praktyk, mimo, że przez ostatnie 2 lata narzekałam więcej, niż wcześniej przez całe swoje życie. Teraz widzę, że pozytywów było więcej.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że... NIE WYOBRAŻAM SOBIE, ŻEBYM MOGŁA WEJŚĆ NA ODDZIAŁ I... WYKONYWAĆ WSZYSTKIE CZYNNOŚCI BEZ OLKI PRZY SOBIE! 
Nie wyobrażam sobie, żebym miała siedzieć w socjalnym z pielęgniarkami, a nie na korytarzu z dziewczynami. To jest smutne.
Mimo, że jestem sentymentalna - tym razem nie chce mi się płakać. Wiem, że wszystko co najgorsze dotrze do mnie, jak wyjdę z budynku przy ulicy Bartla i będę miała świadomość, że już nie mam potrzeby do niego wracać. 

UWAGA, DUŻO ZDJĘĆ.
Nie będą ułożone chronologicznie, ale to nic nie zmienia. :)
Od początku nas do siebie ciągnęło, Agnieszko. Pierwszy rok, zajęcia z pierwszej pomocy i nasze śmieszne zabawy. Pomyśleć, że tak bardzo się zmieniłyśmy od tego czasu. Jesteśmy teraz o wiele dojrzalsze. O takie :
Trzeci rok, ginekologia i położnictwo. Oprócz Twojej fryzury, nie zmieniło się nic. Nie czarujmy się :)

Pierwszy rok, podstawy pielęgniarstwa. Właściwie to nie wiem czego się wtedy uczyłyśmy, ale nie było to nic, co przez następne lata nam się przydało. Wiem, że wtedy marzyłyśmy o tym, żeby wejść na blok. No i poniższe zdjęcie jest przykładem tego, że marzenia się spełniają.
Trzeci rok, anestezjologia. O ile dobrze pamiętam. 

Ja i Aleksandra reanimujemy dziecko. To znaczy, ja reanimuję, a Ola mnie wspiera. Właśnie o tym pisałam wyżej. Jak to może tak być, że będę wykonywała daną czynność, a Olka nie będzie patrzyła mi na ręce?! ;< NO WAY.

Drugi rok, chirurgia. Łatwo się domyślić, w końcu kolega Igor jak na chirurga przystało, założył na oddział czepek. Idiota.

W ramach rozrywki - moja ręka po ściągnięciu szwów. Polecam nieostrożne otwieranie puszek tuńczyka, jakbyście kiedyś potrzebowali pieniędzy. Za rany cięte PZU płaci najlepiej! 

Drugi rok? Chyba tak. Zima i druty. Najlepsze zajęcie w ramach zabicia czasu pomiędzy praktykami, a wykładami. 

A jak znudziły się druty - wyglądałyśmy tak. Stawiam na to, że to wykład z farmakologii. Albo geriatrii. Wspaniały obraz nas z drugiego roku. 
 Jeszcze ja i moje słodkie paluszki. Obowiązkowe wykłady to się nazywa, mili państwo.


Tłusty czwartek <3. Ilonka zawsze o nas dbała. Ja się roztyłam, a ona schudła. Prosta zagrywka. Przejrzałam Cię, cwaniaczku! -,-


To nie więzienie. To nie psychiatryk. To oddział pediatrii. Wszystkie kliniki dziecięce zatrzymały się w czasach PRL'u, co widać na załączonym obrazku. 

A tutaj widać to jeszcze lepiej. Gastroenterologia dziecięca. Jestem pewna, że trafimy tam na dyplom. Czuję to. I właściwie to nie wiem, czy się śmiać czy płakać. 

A tutaj, żebyście moje drogie panie nie zapomniały - blok operacyjny. Siedziałam sobie na ławeczce i czekałam na pacjentkę z sali budzeń. Jak bardzo USK nie lubię, jak bardzo irytuje mnie 3/4 tamtejszego personelu, tak to miejsce szczególnie lubiłam. Bo pachniało sterylnością i zawsze było tam cicho, co w szpitalu wbrew pozorom jest rzadkością. 

Po jednym z egzaminów, taka impreza. Super piguły, no!
Ginekologia i odpowiedzialne zajęcie - cięcie ligniny i kręcenie wacików. Położne zawsze zadbały, żebyśmy się nie nudziły, a już na pewno szybciej nie wyszły do domu. I tak sobie siedziałyśmy i kręciłyśmy, choć ja...nigdy nie byłam w tym dobra:
No właśnie. Wacik do podmywania po cięciu cesarskim. Made by Margolcia13. Pozdrawiam wszystkie położnice. 


A teraz ostatnie dni praktyk oczami dziewczyn. Borowska, kolekcja wiosna/lato - czerń. Czarne skarpety, rajstopy, to to w czym możesz czuć się pewnie i komfortowo w każdej sytuacji. 

Tyle pracy na reumatologii. Taka byłam zła po dwugodzinnym tłumaczeniu pacjentce, że jej klucze do mieszkania znajdują się w depozycie. W odpowiedzi usłyszałam: "To gdzie są te moje klucze?! Jak ja się dostanę do domu?!"


Reakcja dziewczyn na moje wejście do gabinetu zabiegowego. Standardzik.


Przecież to zdjęcie broni się samo. Gwiazdy, po prostu gwiazdy. 


Panie kuchenkowe na reumatologii bardzo nas polubiły. Tyle zarobiłyśmy przez 3 lata studiów, ale...warto było <3. 



                                       
Ola i panowie konserwatorzy przykręcający szafkę. 


A to moja mała niespodzianka dla kobietek w ramach słodkiego pożegnania. Przepyszne ciasto marchewkowe - smakowało lepiej niż wyglądało. :)


I przed dyplomem - mała powtóreczka, moje kochane piguły! <3
Love you.


Tyle. Nie ma co rozpaczać. Było cudownie, ale będzie jeszcze lepiej. Staram się wychodzić z założenia, że wszystkie zmiany zawsze wychodzą tylko na dobre. Tak będzie i tym razem.


Gosia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz