sobota, 4 kwietnia 2015

Easter szał.

W setkach przesłanych życzeń, w tysiącach życzliwych słów skierowanych do osób z naszego otoczenia zapominamy, że najnormalniej w świecie mamy to w dupie. Gdzieś mamy to, jak się u kogoś wiedzie, a tym bardziej mamy gdzieś to, jak się będzie wiodło. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że nasze życzenia nie wnoszą nic do życia ludzi nam bliskich, bo... nie są szczere. Albo nie, są szczere. Tyle, że nieprzemyślane.
O ile wokół świąt Bożego Narodzenia jest jeszcze ta aura dobroci (choć też co raz mniejsza), to święta Wielkanocne kojarzą się tylko i wyłącznie z święceniem jajek i pieczeniem mazurków. Myślę, że nawet w domach największych, najbardziej zagorzałych Katolików zapomina się, że NIEUMIARKOWANIE W JEDZENIU I PICIU to też grzech.

Przeanalizujmy dwie, pierwsze lepsze wiadomości z życzeniami, które dostałam w przeciągu ostatnich dni.
1.Wiadomość SMS, koleżanka niewidziana x lat. "Mnóstwo radości, jaj obfitości, koszyka marzeń i mocnych wrażeń. W dyngusa dużo lania i radości z leniuchowania". Bajka. Pięknym byłoby, gdyby choć w pewnym stopniu udało się to wszystko zrealizować. Zestawmy to z brutalną rzeczywistością. Potrawy z święconki w niedziele rano są zimne, suche i niesmaczne. Mokrego dyngusa? Kto normalny lubi stać i piszczeć, bo ktoś inny wylewa na niego hektolitry zimnej wody (bo rzadko ciepłej), ciesząc się przy tym jak nie do końca sprawny intelektualnie? Koszyka marzeń i mocnych wrażeń - pozwólcie, że nie skomentuje, bo chyba mam tak nudne życie, że przenigdy nie miałam żadnych wrażeń podczas Wielkiej Nocy, a co dopiero mocnych. 
2. Facebook, kolejna super koleżanka. " Zdrowych i wesołych świąt!" Noo, jasne, że zdrowych. Muszę być zdrowe, żeby zdrowo się nawp*erdalać. :)

Jestem zażenowaną, zachmurzoną, beznadziejną pigułą, która dzisiaj niczym nie odstaje od pań zasiadających za okienkiem w recepcji każdej przychodni. 
Patrząc z mojej perspektywy na to co się dzieje, chcę Wam wszystkim, każdemu z osobna życzyć SPOKOJU. Tylko i wyłącznie. A studentom - szybkiego powrotu na stancje.


Nie będzie pielęgniarek, nie będzie Wrocławia. Będzie Wodzisław i to, co sprawia, że chce się wracać, choć nie zawsze wszystko wygląda tak jakby się chciało. 
Moje osiedle nie jest ładne, trudno tu spotkać urokliwą dziewczynę, jeszcze trudnej przystojnego mężczyznę. Ale za to jestem ja. I moja niebezpiecznie duża rodzina. 
 Patrząc na to zdjęcie, wyciągnęłam dwa wnioski.
1. Dziękuję genom, że mam loki.
2. Moja mama umawiała dziewczyny do zdecydowanie mało profesjonalnego fryzjera.

Z tego miejsca, ślę wyrazy współczucia wszystkim jedynakom.

<3

 
Szpadzistki.

Artystki.

Mówcie co chcecie, ale zdjęcie wygrała Sieha (to ta cwaniara w różowym, z kozacko założonymi rękami i wyśmiewającą mimiką).

Na koniec - trzy wspaniałe, szczęśliwe, przejęte wzniosłością sytuacji kobiety. Ja szczególnie emanuje radością, prawda? 

Krótko, mało treściwie, mało ambitnie, mało konkretnie. Wszystko dlatego, że szpital zszedł na drugi plan, chociaż na chwilę. Wracam na Śląsk i cieszę się, że są tu osoby, które się z tego powodu szczerze uśmiechają. Chociaż Julia i Martyna są mocno zajęte swoimi wielkanocnymi zajączkami - wiem, że nadejdzie ten dzień, kiedy padniemy sobie w ramiona. :)


ALLELUJA, he he.
Gosia.

1 komentarz: