sobota, 28 marca 2015

Roszczeniowo.

Pielęgniarki z wielkopolski wpadły na wspaniały pomysł rozpoczęcia protestu od zrobienia kroku w kierunku społeczeństwa. Ludzi - czyli potencjalnych pacjentów. Przyszłych lub dalszych, bo nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale szpitala nie uniknie nikt. No, chyba że będziecie lecieli samolotem, za którego sterami będzie siedział pan z ciężką, nieleczoną depresją. Wtrącając, uważacie, że winą za tą tragedię powinno obciążać się pilota, czy tego kto podbił mu papiery mówiące o braku przeciwwskazań do wykonywania tego zawodu?

Wróćmy do tematu. Zobrazuje Wam nieco to, co można zobaczyć przejeżdżając przez niektóre wielkopolskie miejscowości.




Brawo! Może w ten sposób choć trochę uświadomi się ludziom problem, który istnieje. I który niestety ciągle się pogłębia. Może nagle przestanę wysłuchiwać we wszystkich wiadomościach zarzutów, obelg i pretensji płynących zewsząd. Niedawno w przychodni byłam świadkiem jak do punktu pobrań krwi zrobiła się dość długa kolejka. Młoda dziewczyna w gabinecie zabiegowym spokojnie zapraszała do siebie kolejnych pacjentów, uśmiech nie schodził z jej twarzy. Jak się pewnie domyślacie, tylko jej. Cała masa gburowatego, polskiego społeczeństwa robiła wszystko, żeby zagęścić atmosferę i doprowadzić do "małej" sprzeczki. Przytoczę parę przykładów, będzie Wam łatwiej załapać o czym mówię. Wszystkie te pytania zostały skierowane do mnie, od różnych pacjentów, w różnym wieku, ale z jedną miną, która mówiła mniej więcej - TO TWOJA WINA.
"Dlaczego to tak długo trwa?". - Skąd ja mogę wiedzieć? Myślę, że pani pielęgniarka nie pije kawy z każdym pacjentem, tylko pobiera krew. Widocznie tyle to musi trwać. 
"Dlaczego pani tam nie wejdzie i jej nie pomoże?" - Oho, teraz tacy cwani. Jak normalnie jakąkolwiek czynność przy nich ma wykonać praktykantka, to nie są tacy chętni. W momencie kiedy trzeba poczekać, stąpnąć o jeden raz więcej z nogi na nogę, to praktykantka przydaje się do wszystkiego. Tak się składa, że nie ma  uprawnień. Z chęcią bym tam weszła i pomogła pani zabiegowej, jak pewnie każda moja koleżanka, ale niestety. Jeśli ktoś nie weźmie za nas odpowiedzialności możemy tylko siedzieć. I ewentualnie patrzeć.
"Dlaczego w takim układzie jest tylko jedna pielęgniarka w zabiegowym? Przecież powinna być jeszcze jedna. Przynajmniej na dwie godziny w poniedziałki" - TAK! Dokładnie tak! Jest nas za mało, dlatego wszystko trwa. 
A z tym poniedziałkiem to tak serio pan mówi, czy żartuje? Przecież wynagrodzenie nie zwróciłoby nawet kosztów dojazdu, nie mówiąc o bez sensu straconym czasie. Ludzie, szanujmy się. Dwie godziny w poniedziałki. Najlepiej, to jeszcze tylko w te poniedziałki, w które pan X ma zlecone badania. Inne już go nie interesują.
"Dlaczego tu jest tak mało krzeseł?" -  Eeee, biuro dyrektora i sekretariat są na końcu korytarza. Może sprawiam takie wrażenie, ale nie. To nie ja tu zarządzam o ilości krzeseł na korytarzu.
"Dlaczego państwo daje tak mało pieniędzy na zdrowie, a tak dużo na armię i wojsko?" - No way. Chyba nie jestem podobna do Ewy Kopacz, he he. 
Stałam grzecznie z ciśnieniomierzem w rękach i się uśmiechałam. Gdybym zaczęła mówić, obawiam się, że doszłoby do rękoczynów. Jestem pielęgniarką, właściwie to praktykantką, a nie Omnibusem. Jestem zatrudniania przez kogoś, najczęściej przez dyrektora danej placówki, który jednocześnie jest lekarzem. To do niego te wszystkie pytania, nie do mnie. 

Innym przykładem poszanowania mojego zawodu jest ostatnio podsłuchana rozmowa na oddziale neurologicznym. Pacjentka czekała na wypis od swojego lekarza prowadzącego. Siedziała na krześle w świetlicy od 10, a o godzinie 13 nadal nic nie wskazywało na to, żeby miało się to zmienić. Około 11 ja osobiście zebrałam od niej podpis na dokumentacji pań pielęgniarek, które powędrowały do archiwum. W pewnym momencie, wyraźnie poirytowana kobieta podchodzi do jednej z pielęgniarek i zaczyna swój wywód na temat tego, że to jest kpina, jak tak można traktować pacjentów, przecież już tyle godzin czeka na wypis, że już jej tyłek zdrętwiał, bla, bla, bla. Piguła spokojnie,bez nerwów, z rękami założonymi na piersi wysłuchała wszystkiego co miała do powiedzenia pacjentka. Gdy ta skończyła, usłyszałam jedno, najwspanialsze zdanie.
"A teraz niech pani pójdzie i wszystko to, co teraz mi tutaj wypluła, powtórzy swojemu lekarzowi prowadzącemu". 
Wytrzeszcz oczu, piana w ustach, głupkowate spojrzenie, Obrót na pięcie i hop z powrotem do świetlicy. :)


Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek, PART III.

Trochę ciężko cokolwiek napisać, bo nie dzieje się nic. Tzn, dzieje się dużo, ale tylko dzięki temu, że mamy wolne. Ostatnio dopisywało nam szczęście i mam nadzieję, że szybko nas nie opuści. 



Kamilka zmienia status związku. Z narzeczeństwa zmienia się w mężatkę. Do tego dojdzie jej kolejna rola społeczna, a mianowicie - mama. 
Wszystkie wyczekujemy małej królewny. :)

Wieczór panieński. Ja i Olcia (pseudonim artystyczny Ella Eyre). Moja gwiazda, która wczoraj pierwszy raz oficjalnie powiedziała, że nie zgadza się na mój wyjazd z Wrocławia do jakiegokolwiek innego miasta. <3. Wyobrażam sobie jak musiała ze sobą walczyć, żeby wydusić to ze swoich strun głosowych. ^^

"To nie imprezka tylko kameralna posiadówka - CZAD IMPREZKA."

Tak skończyłyśmy. Ola, striptizer Dżejkop, ja. Pan pośrodku zadbał o to, żebyśmy skutecznie zapomniały wydarzenia tego pełnego zwrotów akcji wieczoru. 
A od jutra będę go miała 24/dobę. Sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać. 



Koniec. Długie te notki, nudne i monotematyczne. Następna będzie o czymś innym. O tęsknocie. 




POLECAM.


Gosia.





czwartek, 19 marca 2015

Mała Zosia.

Raz na jakiś czas przez media musi przewinąć się wątek medyczny.
Tak już jest, było i będzie. Pomiędzy kolejnymi aferami polityków, absurdami polskich urzędów i biurokracji, musi pojawić się "coś" medycznego.
Czasem lekarz, czasem szpital, czasem położna, pielęgniarka. Nigdy nie angażowałam się za bardzo w te wszystkie nagłaśniane skandale, bo po co zaprzątać sobie głowę kolejnymi zmartwieniami. Mam ich wystarczająco dużo.
Tak było i tym razem, jednakże - do czasu.

Już od dobrych dwóch tygodni media huczą przez wszystkie możliwe odbiorniki. Telewizja, radio, internet przepełnione są informacjami na temat małej Zosi z domu dziecka, która leżała obrobiona po pachy (dosłownie) w łóżeczku, zupełnie zaniedbana przez ... uwaga, uwaga...PIELĘGNIARKI.
Dokładnie tak, zgadza się. Trzynastomiesięczne dziecko nie potrafiące zawalczyć o swoje, pozostawione samo sobie na obskurnym oddziale pediatrycznym w szpitalu w Łukowie. Serce się kraja, łzy same pchają się do oczu. Jak można?! Jak można być takim chamem, jak można tak bardzo nie mieć serca!? Wybierają takowy zawód, a potem wyrządzają krzywdę tym najmniejszym, bezbronnym. Kpina. Zgadzam się, kpina.

Niedługo po opublikowanym materiale dyrektor szpitala ogłasza zastosowania kar wobec dwóch najmniej empatycznych pielęgniarek na oddziale,  po przez przeniesienie je na inny oddział. Eee, nie rozumiem. A na jakiej podstawie zostały wybrane te "DWIE NAJMNIEJ EMPATYCZNE"?
Ustawił je w rządku i ta, która miała najmniej ciekawy mundurek wyleciała? Albo ta, która nie zdążyła zrobić makijażu bo całą noc spędziła przy swoim schorowanym dziecku? A może ta, która po prostu miała gorszy dzień, a z racji tego, że jest tylko człowiekiem też ma do niego prawo? To również jest kpina.
Dlaczego zastosowano jakiekolwiek kary, skoro przecież prokuratura dopiero wszczęła śledztwo?
Okej, okej...nie będę przeginała. Pielęgniarki w jakimś stopniu zawaliły, jasne. Takie coś w ogóle nie powinno mieć miejsca. Sama z doświadczenia wiem, że na oddziałach dziecięcych pielęgniarki są najmniej zadowolone ze swojego życia. Nie wiem, może te dzieci wysysają z nich energię, uśmiech, czy coś tam...ale ludzie! Ręce mi opadają.
Cała Polska publicznie zlinczowała pielęgniarki, którym póki co nic nie udowodniono, ale nikt nie spojrzy na to, że każda z nich miała pod sobą w tym dniu 10 pacjentów.
10 PACJENTÓW, to duża liczba, naprawdę. Hipotetycznie załóżmy, że pięcioro z tych dziesięciu dzieci ma ostrą biegunkę. Albo wymioty. Albo gorączkę. Albo po prostu płacze. Każdemu z osobna należy zrobić leki, należy je podać, należy je zawieźć na badania. To nie jest takie hop siup, ale jasne, napisać jest znacznie prościej.

Całej sytuacji rumieńców dodają wypowiedzi mam, które rzekomo przebywały w tym czasie na sali z Zosią. Żadna nie pokazuje twarzy. Jak tłumaczą, Łuków to mała miejscowość, a one mają małe dzieci. A co ma piernik do wiatraka? Byłaś świadkiem, podpisujesz się pod zarzutem rękami i nogami? To zrób to do końca. Naprawdę łatwo zniszczyć komuś życie.
Jedna z kobiet mówi, że dziecko leżało głodne, budziło się w nocy, było wykończone, nie dostawało jeść tylko bez przerwy kroplówki. Stop. Zosia przyszła na oddział z ostrą biegunką, kroplówki były tym co ratowało jej życie, tym co zlecił lekarz, a pielęgniarka tylko podłączała.  Zosia nie jadła? Nie jadła, bo miała biegunkę. Taki trochę łańcuch pokarmowy, jedno wynika z drugiego.
Dlaczego telewizja emitująca wypowiedź matek nie podała, że kobiety nie są specjalistkami w żadnej z dziedzin nauk medycznych i mówią o rzeczach, o których nie mają bladego pojęcia?

W ramach podsumowania, żeby było jasne. W całej wypowiedzi pewnie wyszłam na stronniczą, młodą pigułę, która w zaparte pójdzie bronić swojego zdania mimo, że nie ma racji. Trochę tak jest, ale w tym przypadku sprawa jest bardzo niejasna i bardzo krzywdząca. Wyciąga się daleko biegnące wnioski, wydaje się wyrok po opublikowaniu nic nie pokazujących jednoznacznie zdjęć. Być może matki mają rację, być może pielęgniarki nie reagowały na ich ciągłe prośby i upominania o zajęcie się dziewczynką. Być może też te zdjęcia zostały zmanipulowane. Być może też nigdy nie doszło do upomnienia pielęgniarek. Być może panie pracujące na tym oddziale były niemiłe dla którejś z matek i ta w ten sposób się odwdzięcza. Być może. Jedno jest pewne - Zosia jak podrośnie i zobaczy te zdjęcia w Internecie, na pewno nie będzie zadowolona.



                                  Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek, PART II.
Neurologia. Do mnie również nie do końca docierają te słowa, które zaraz tu napiszę, ale naprawdę tak jest. Przeszłam już przez wiele oddziałów, natknęłam się na różnych ludzi, ale TA pani oddziałowa...skradła moje serce.
Jak tylko ją widzę uciekam na drugi koniec korytarza, gdy słyszę z daleka jej głos - chowam się do którejkolwiek sali pacjentów, unikam kontaktu wzrokowego żeby nie prowokować lwa, a jednak ta pani ma w sobie to coś, za co ją cenie. Trzyma oddział twardą ręką, wymaga, nie odpuszcza, pilnuje, ale dzięki temu jest porządek. Wszystko stoi na swoim miejscu, wszystko dzieje się w swoim czasie. A przede wszystkim, co dla mnie ważne - szanuje nas. Cztery skromne, ładne, mądre, młode pielęgniarki, które przyszły na ten oddział, bo pech chciał, że neurochirurgia była już obstawiona.
Czy żałuję? W najmniejszym stopniu nie. Każdy mój ruch jest doceniony, o wszystko mnie proszą, za wszystko dziękują, nie krytykują tylko tłumaczą. Czego chcieć więcej? Tylko tego, żeby wszędzie tak było.

Jednak nie mogłoby być tak kolorowo. Pewna pani doktor doprowadziła mnie do białej gorączki, jak nie gorzej. Bardzo ładna, młoda, zadbana kobieta zasiadająca w gabinecie USG, specjalistka od spraw sercowych.
Zaczęło się niewinnie.
JA - Pani doktor, przyjeżdżamy z pacjentką z neurologii.
DOKTOR X - (przewrócenie oczami, bardzo kulturalne zresztą) -Bardzo długo to trwało. -(wymowne zarzucenie rudych włosów opadających na ramiona).

Temperatura mojego organizmu powoli wzrastała, spokojnie przyjmowałam kolejne łyki powietrza próbując się ochłodzić. Tyle, że jak się chłodzić skoro mam do czynienia z takim ohydnym stworzeniem?! Powietrze stawało się co raz bardziej gęste, w atmosferze panującej w gabinecie czuć było zbliżające się spięcie, które mogło doprowadzić tylko do jednego. Do potulnego skulenia ogona, spuszczenia głowy i wyjścia na korytarz.
Albo nie. Nie tym razem, młoda doktorko.

DX - Widzę, że pani nie będzie współpracowała.
JA - Pani ma niedowład po udarze. Ciężko ją w ogóle ustawić do badania bo jest bardzo obrzęknięta.
DX - A czy ja wybieram państwu pacjentów do badania?! Ja mam swoich i o nich dbam, u Was macie swoich lekarzy i do nich proszę mieć pretensje. Ja nie jestem Bogiem.
(SERIO, NIE JESTEŚ?! Bo zachowujesz się tak jakbyś co najmniej nim była). Ograniczyłam się tylko do krótkiego.
JA - Ale nikt tego od pani nie wymaga. Pani nie jest Bogiem i my też nie, dlatego bardziej na lewy bok już pani nie obrócę. (Pierś do przodu, broda wysoko, zmrużone oczy z tą charyzmatyczną iskierką wyższości, hihihi)
DX - W takim razie proszę trzymać tą rękę, bo jakoś tak niefortunnie leży. Pewnie i tak nic tu nie zobaczę. (I znów uciekające oczy dookoła głowy).


No.
Takie złe te pielęgniarki.
Dajcie podwyżki lekarzom.
Proszęęę, biednym się należy. ;<



Wyszłam z gabinetu USG i dla rozładowania złych emocji musiałam sobie zrobić zdjęcie. Tragedia, do czego Ci lekarze są mnie w stanie doprowadzić. -,-

A to my się śniadaniujemy. 
Bacha, Zocha, Ela, Kamilka, Marta i włosy Justyny. 
Pozdrawiam również Tomasza R, który śniadanie spożywał z nami i mówił, że czyta tego bloga. 
A to nie lada wyróżnienie.



Czas na spacer, adieu!
Gosia.


piątek, 13 marca 2015

Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek. PART I.

JA: - Dzień dobry, przychodzę w sprawie praktyk. Jest możliwość zrealizowania ich u państwa w placówce?
PIELĘGNIARKA- Oczywiście. Pielęgniarskie czy lekarskie?
J.- Pielęgniarskie.
P.- Dziewczyno, co Ciebie skłoniło do tego, żeby wybrać ten zawód?
Rezygnacja. Frustracja. "Trzeba było iść na politologię, przynajmniej nie byłoby wstyd mówić o tym głośno."


Czegoś nie rozumiem. Co mnie skłoniło do tego zawodu? Hm, sama nie wiem. Na pewno nie wizja wstąpienia w szeregi zawsze uśmiechniętych, wesołych, uprzejmych, znających się na rzeczy pań pielęgniarek. Bo takich ze świeczką szukać.
Wizja przebywania wśród przemądrych lekarzy? Stawiających diagnozę po dwuminutowej rozmowie z pacjentem? Eee...chyba raczej też nie. Takich znaleźć jeszcze trudniej.
Jak powinna brzmieć dobra, trafna odpowiedź? Ciężko stwierdzić.
"Bo mi się to podoba."?
Dokładniej, co mi się podoba? Robienie zastrzyków? Pobieranie krwi? Super. Ale oprócz tego jest masa pampersów, kaczek, basenów, które też wchodzą w skład moich obowiązków. Chyba mogłabym się obawiać, że mam coś z głową, gdybym otwarcie powiedziała, że zmiana brudnych pampersów sprawia mi przyjemność. W każdym razie sprostuję - nie sprawia mi przyjemności. Jednocześnie z drugiej strony...wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Jakkolwiek głupio to brzmi. Ale dokładnie tak jest, do wszystkiego się człowiek przyzwyczaja. Naprawdę wszystko można przełknąć, przystosować się. Głowa i nasze myśli to połowa sukcesu, jak nie więcej. Podchodzisz do pacjenta i wiesz, że gdyby tylko mógł to by wstał i poszedł do toalety. Niestety nie może. A ja mam przez to lub dzięki temu pracę.
Wracając do tematu poruszonego na początku, czyli do co raz głośniej krzyczących pań pielęgniarek.
Ciągłe pretensje, wyzysk, pochmurne miny, głupio-mądre pytania i jeszcze gorsze odpowiedzi, kurwiki w oczach - to to co spotkałam na oddziale przez ostatni tydzień. Zero entuzjazmu, uśmiechu, miłych gestów. Panie w Polskich szpitalach są tak rozgoryczone ogromem swojej pracy i płacą za nią, że zapomniały, że to ich świadomy wybór. Owszem, byłabym nie w porządku wobec nich i swoich koleżanek z roku, gdybym powiedziała, że na takie realia trzeba się godzić. ABSOLUTNIE. To trzeba zmienić jak najszybciej. Tyle, że w tej kwestii potrzebna jest solidarność. Łohohoho. Solidarność wśród pielęgniarek?! O ironio, toż to słowo nieznane, zjawisko niespotykane. Jedna utopiłaby drugą w łyżce wody, a najlepiej gdyby ta druga pociągnęła ze sobą na dno całą rzeszę położnych, które pracują w oparciu o tą samą Ustawę co "my".
Szykuje się strajk. Związki podnoszą głos (bo jeszcze nie krzyczą), robią poruszenie na facebooku, powstają fanpejdże namawiające do odejścia od łóżek. Brawo! Tak trzeba. Tylko jak walczyć, jeśli średnia wieku pielęgniarek w Polsce to 45 lat? Jak namówić kobietę przed 60-tką, żeby wsiadła w pociąg i rozłożyła namiot na Wiejskiej w Warszawie? Jakich argumentów trzeba by użyć, żeby cokolwiek osiągnąć? Jakich? - Nieistniejących.
Szlag mnie trafia patrząc na cały ten syf. Ciągłe pytania o to, czy chcemy zostać w kraju czy wyjechać. CZY CHCEMY? Serio?
Nie, nie chcemy. Tu mamy rodziców, przyjaciół, chłopaków, wrogów. Tu mamy wszystko, oprócz szacunku i pieniędzy. A te dwie sprawy stawiają nas prawie pod ścianą i zmuszają do wypowiedzenia słów: " Tak, chcę wyjechać."
Paranoja. Brak słów. Lekarze potrafili. Górnicy potrafili. Rolnicy potrafili. Pielęgniarki i położne..? Trzymam kciuki. Szczerze.


                                 Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek. PART I.

Zleciało. Ludzie, sprawy sobie nie zdajecie jak to zleciało! Z dniem 11.03 oficjalnie zakończyłyśmy zajęcia praktyczne na naszym szanownym Uniwersytecie. KONIEC.
Przed nami około 2,5 miesiąca praktyk zawodowych, dyplom, obrona, egzamin i ... i praca? Pewnie tak. Większość z nas ruszy szturmem podbijać polskie szpitale. Część zostanie na magistrze, część poszuka innych rozwiązań, część wyjedzie, albo poszuka pracy nie w zawodzie. I każda popłynie w swoim kierunku, co jest jak najbardziej zdrowe i naturalne. Stąd też ten wątek. Krótki, treściwy, dokumentujący to, co będzie się działo przez ostatnie nasze wspólne miesiące. A przy okazji moi znajomi stale będą mogli tu zerkać i być na bieżąco z tym, co się u mnie dzieje :) Może dzięki temu liczba połączeń, których muszę udawać, że nie słyszę diametralnie się zmniejszy, hehe  ^^.

Może na początek, drogie dziewczęta...trochę historii.
Wszystkie doskonale wiemy, że mam ukryty talent malarski. Moje dzieła niedługo będą uwiecznione na koszulkach, bluzach, spodenkach, majtkach, stanikach i rajstopach. Niewiarygodnie krzywa kreska, starannie dopracowana brzydota i kompletny brak poczucia smaku sprawiają, że moja twórczość jest niepowtarzalna, nietuzinkowa, a przede wszystkim - nie do podrobienia.

Ja ciężko pracująca na sali budzeń. Klinika Anestezjologii i Intensywnej Terapii była dla mnie i dla moich koleżanek po fachu jedną z łaskawszych. Nieuśmiechająca się oddziałowa pozwoliła nam na wszystko. Włącznie z niewielkim wydłużeniem weekendu. Pieprzyć uśmiech. Liczy się wolne. 

Wspaniałe, piękne, szczupłe, subtelne, profesjonale, rzetelne, idealne, perfekcyjne, nowatorskie, skrupulatne, delikatne, empatyczne, mądre, wykształcone, staranne, holistyczne, przebojowe, zaradne, pracowite, kulturalne, odpowiedzialne, inteligentne, a przede wszystkim niewyspane kobiety z grupy A. 
Neurologia, 11.03.2015r. 
Justyna U, Ilona B, Ania P, Agnieszka J, Aleksandra B.
Zapamiętajcie je. O nich będzie głośno.

Takie tam selfie przed podłączeniem tlenu pacjentowi. Są rzeczy ważne i ważniejsze, czy nie? 
Olcia i Margolcia.

Pielęgniarka (w odniesieniu do mężczyzn stosuje się formę pielęgniarz) – samodzielny zawód z grupy specjalistów do spraw zdrowia. Sprawuje opiekę medyczną nad pacjentem (m.in. pielęgnacja pacjenta, podawanie leków, wykonywanie zastrzyków, wlewów dożylnych), asystuje lekarzowi w czasie zabiegów, operacji, wykonuje samodzielne działania w zakresie diagnostyki, leczenia i rehabilitacji medycznej, a także wykonuje zlecenia lekarskie. WIKIPEDIA.

No, a oprócz tego pozamiata, posprząta, wniesie na strych stary wózek inwalidzki i generalnie to gdy trzeba - zrobi wszystko. 

 
Na koniec drogie skarbeczki, taka mała powtóreczka tego, co na pewno Wam się przyda. Wspominałam sobie dziś ukochaną panią z interny i neurologii, która odpoczywa od pracy na oddziale, z wiadomych nam przyczyn i natknęłam się na tą foteczkę. Jak dziś pamiętam, jak mówiła: "Małgosia rób zdjęcie, a jutro masz mieć to w głowie." No i mam. Tzn, wtedy miałam na pewno. Spróbowałabym nie :O.


Chyba tyle kochane kobiety. Następne wspominki na pewno będą dłuższe i bardziej bogate w opowiadania. Dziś to wszystko jedno wielkie, spontaniczne działanie, które ma na celu zmotywować mnie do robienia czegokolwiek. Miałam pisać pracę, ale postanowiłam napisać notkę. Ważne, że piszę cokolwiek. Prawda? Prawda.
Życzę spokojnego weekendu i udanego wypoczynku.

Buzi, Gosia.