sobota, 28 marca 2015

Roszczeniowo.

Pielęgniarki z wielkopolski wpadły na wspaniały pomysł rozpoczęcia protestu od zrobienia kroku w kierunku społeczeństwa. Ludzi - czyli potencjalnych pacjentów. Przyszłych lub dalszych, bo nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale szpitala nie uniknie nikt. No, chyba że będziecie lecieli samolotem, za którego sterami będzie siedział pan z ciężką, nieleczoną depresją. Wtrącając, uważacie, że winą za tą tragedię powinno obciążać się pilota, czy tego kto podbił mu papiery mówiące o braku przeciwwskazań do wykonywania tego zawodu?

Wróćmy do tematu. Zobrazuje Wam nieco to, co można zobaczyć przejeżdżając przez niektóre wielkopolskie miejscowości.




Brawo! Może w ten sposób choć trochę uświadomi się ludziom problem, który istnieje. I który niestety ciągle się pogłębia. Może nagle przestanę wysłuchiwać we wszystkich wiadomościach zarzutów, obelg i pretensji płynących zewsząd. Niedawno w przychodni byłam świadkiem jak do punktu pobrań krwi zrobiła się dość długa kolejka. Młoda dziewczyna w gabinecie zabiegowym spokojnie zapraszała do siebie kolejnych pacjentów, uśmiech nie schodził z jej twarzy. Jak się pewnie domyślacie, tylko jej. Cała masa gburowatego, polskiego społeczeństwa robiła wszystko, żeby zagęścić atmosferę i doprowadzić do "małej" sprzeczki. Przytoczę parę przykładów, będzie Wam łatwiej załapać o czym mówię. Wszystkie te pytania zostały skierowane do mnie, od różnych pacjentów, w różnym wieku, ale z jedną miną, która mówiła mniej więcej - TO TWOJA WINA.
"Dlaczego to tak długo trwa?". - Skąd ja mogę wiedzieć? Myślę, że pani pielęgniarka nie pije kawy z każdym pacjentem, tylko pobiera krew. Widocznie tyle to musi trwać. 
"Dlaczego pani tam nie wejdzie i jej nie pomoże?" - Oho, teraz tacy cwani. Jak normalnie jakąkolwiek czynność przy nich ma wykonać praktykantka, to nie są tacy chętni. W momencie kiedy trzeba poczekać, stąpnąć o jeden raz więcej z nogi na nogę, to praktykantka przydaje się do wszystkiego. Tak się składa, że nie ma  uprawnień. Z chęcią bym tam weszła i pomogła pani zabiegowej, jak pewnie każda moja koleżanka, ale niestety. Jeśli ktoś nie weźmie za nas odpowiedzialności możemy tylko siedzieć. I ewentualnie patrzeć.
"Dlaczego w takim układzie jest tylko jedna pielęgniarka w zabiegowym? Przecież powinna być jeszcze jedna. Przynajmniej na dwie godziny w poniedziałki" - TAK! Dokładnie tak! Jest nas za mało, dlatego wszystko trwa. 
A z tym poniedziałkiem to tak serio pan mówi, czy żartuje? Przecież wynagrodzenie nie zwróciłoby nawet kosztów dojazdu, nie mówiąc o bez sensu straconym czasie. Ludzie, szanujmy się. Dwie godziny w poniedziałki. Najlepiej, to jeszcze tylko w te poniedziałki, w które pan X ma zlecone badania. Inne już go nie interesują.
"Dlaczego tu jest tak mało krzeseł?" -  Eeee, biuro dyrektora i sekretariat są na końcu korytarza. Może sprawiam takie wrażenie, ale nie. To nie ja tu zarządzam o ilości krzeseł na korytarzu.
"Dlaczego państwo daje tak mało pieniędzy na zdrowie, a tak dużo na armię i wojsko?" - No way. Chyba nie jestem podobna do Ewy Kopacz, he he. 
Stałam grzecznie z ciśnieniomierzem w rękach i się uśmiechałam. Gdybym zaczęła mówić, obawiam się, że doszłoby do rękoczynów. Jestem pielęgniarką, właściwie to praktykantką, a nie Omnibusem. Jestem zatrudniania przez kogoś, najczęściej przez dyrektora danej placówki, który jednocześnie jest lekarzem. To do niego te wszystkie pytania, nie do mnie. 

Innym przykładem poszanowania mojego zawodu jest ostatnio podsłuchana rozmowa na oddziale neurologicznym. Pacjentka czekała na wypis od swojego lekarza prowadzącego. Siedziała na krześle w świetlicy od 10, a o godzinie 13 nadal nic nie wskazywało na to, żeby miało się to zmienić. Około 11 ja osobiście zebrałam od niej podpis na dokumentacji pań pielęgniarek, które powędrowały do archiwum. W pewnym momencie, wyraźnie poirytowana kobieta podchodzi do jednej z pielęgniarek i zaczyna swój wywód na temat tego, że to jest kpina, jak tak można traktować pacjentów, przecież już tyle godzin czeka na wypis, że już jej tyłek zdrętwiał, bla, bla, bla. Piguła spokojnie,bez nerwów, z rękami założonymi na piersi wysłuchała wszystkiego co miała do powiedzenia pacjentka. Gdy ta skończyła, usłyszałam jedno, najwspanialsze zdanie.
"A teraz niech pani pójdzie i wszystko to, co teraz mi tutaj wypluła, powtórzy swojemu lekarzowi prowadzącemu". 
Wytrzeszcz oczu, piana w ustach, głupkowate spojrzenie, Obrót na pięcie i hop z powrotem do świetlicy. :)


Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek, PART III.

Trochę ciężko cokolwiek napisać, bo nie dzieje się nic. Tzn, dzieje się dużo, ale tylko dzięki temu, że mamy wolne. Ostatnio dopisywało nam szczęście i mam nadzieję, że szybko nas nie opuści. 



Kamilka zmienia status związku. Z narzeczeństwa zmienia się w mężatkę. Do tego dojdzie jej kolejna rola społeczna, a mianowicie - mama. 
Wszystkie wyczekujemy małej królewny. :)

Wieczór panieński. Ja i Olcia (pseudonim artystyczny Ella Eyre). Moja gwiazda, która wczoraj pierwszy raz oficjalnie powiedziała, że nie zgadza się na mój wyjazd z Wrocławia do jakiegokolwiek innego miasta. <3. Wyobrażam sobie jak musiała ze sobą walczyć, żeby wydusić to ze swoich strun głosowych. ^^

"To nie imprezka tylko kameralna posiadówka - CZAD IMPREZKA."

Tak skończyłyśmy. Ola, striptizer Dżejkop, ja. Pan pośrodku zadbał o to, żebyśmy skutecznie zapomniały wydarzenia tego pełnego zwrotów akcji wieczoru. 
A od jutra będę go miała 24/dobę. Sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać. 



Koniec. Długie te notki, nudne i monotematyczne. Następna będzie o czymś innym. O tęsknocie. 




POLECAM.


Gosia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz