niedziela, 26 kwietnia 2015

Nepal.

Trzęsienie ziemi w Nepalu. 2,5 tysiąca ofiar.
Co jakiś czas na facebooku wyświetla się powiadomienie, że kolejny ze znajomych oznaczył się jako "osoba bezpieczna podczas Trzęsienia ziemi w Nepalu."
Po raz kolejny przekonuje się o tym, że Internet nie powinien być ogólnodostępny.
Ludzie to idioci.






Dobranoc,
Gosia.

piątek, 24 kwietnia 2015

The end.

Tytułem wstępu pozwolę sobie napomknąć o niedawnym proteście pielęgniarek. Przed Urzędem Wojewódzkim we Wrocławiu zjawiło się około 400 osób. Śmieszna liczba, ale nieważne. Protest odbył się we wszystkich miastach wojewódzkich, a więc można powiedzieć, że udał się na tyle, by w stopniu umiarkowanym dotrzeć do mediów. Super. Ale co z rządem? Nie słyszą? Nie widzą? Kpina. Idealny przykład na to, że całą sprawę P&P mają w dupie. Jak najlepiej zobrazować to co dzieje się w naszym kraju? 
Komentarz zbędny. 

Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek.

Przyznam się szczerze, że gdybym miała jeszcze raz wybierać swoje studia, wiedząc co czeka mnie na Pielęgniarstwie, długo bym się zastanawiała. Zawód - piękny, kierunek - tragiczny. Zabierający nam czas, życie prywatne w 80%, a przede wszystkim sen. 

Kolejny etap się zamknął. Może niedefinitywnie, ale na pewno rozpoczął się proces kończący następną część mojego życia. Ciężko uwierzyć w to, że trzy lat spędzania 3/4 swojego życia na oddziałach, zupełnie za darmo - dobiegł końca. Schodząc z oddziału Reumatologii, zasunęły się za mną drzwi szpitala przy ul. Borowskiej, mam nadzieję, że na zawsze. 
Skończyło się codzienne wstawanie o 5. 
Skończyły się męczące podróże na wszystkie krańce Wrocławia.
Skończyło się wykorzystywanie i wysługiwanie naszymi nogami i rękami. 
Skończyło się oglądanie naburmuszonych, rozgoryczonych pań pielęgniarek. 
Cudownie! Jakiż wspaniały odpoczynek psychiczny, fizyczny zresztą również. Czekałam na ten moment od połowy drugiego roku, kiedy po raz pierwszy byłam zbyt zmęczona żeby zasnąć. 
Wyczekiwany moment zbliżał się wielkimi krokami, od poniedziałku czekałam na piątkowe popołudnie, i co? I dupa.
Zero ulgi, zero satysfakcji, zero radości. Wręcz odwrotnie. Dziwne uczucie kiedy po włożeniu mundurka do pralki, uświadomiłam sobie...że przecież nie potrzebuję go na poniedziałek. 
Trudno było mi wypunktować te negatywne strony praktyk, mimo, że przez ostatnie 2 lata narzekałam więcej, niż wcześniej przez całe swoje życie. Teraz widzę, że pozytywów było więcej.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że... NIE WYOBRAŻAM SOBIE, ŻEBYM MOGŁA WEJŚĆ NA ODDZIAŁ I... WYKONYWAĆ WSZYSTKIE CZYNNOŚCI BEZ OLKI PRZY SOBIE! 
Nie wyobrażam sobie, żebym miała siedzieć w socjalnym z pielęgniarkami, a nie na korytarzu z dziewczynami. To jest smutne.
Mimo, że jestem sentymentalna - tym razem nie chce mi się płakać. Wiem, że wszystko co najgorsze dotrze do mnie, jak wyjdę z budynku przy ulicy Bartla i będę miała świadomość, że już nie mam potrzeby do niego wracać. 

UWAGA, DUŻO ZDJĘĆ.
Nie będą ułożone chronologicznie, ale to nic nie zmienia. :)
Od początku nas do siebie ciągnęło, Agnieszko. Pierwszy rok, zajęcia z pierwszej pomocy i nasze śmieszne zabawy. Pomyśleć, że tak bardzo się zmieniłyśmy od tego czasu. Jesteśmy teraz o wiele dojrzalsze. O takie :
Trzeci rok, ginekologia i położnictwo. Oprócz Twojej fryzury, nie zmieniło się nic. Nie czarujmy się :)

Pierwszy rok, podstawy pielęgniarstwa. Właściwie to nie wiem czego się wtedy uczyłyśmy, ale nie było to nic, co przez następne lata nam się przydało. Wiem, że wtedy marzyłyśmy o tym, żeby wejść na blok. No i poniższe zdjęcie jest przykładem tego, że marzenia się spełniają.
Trzeci rok, anestezjologia. O ile dobrze pamiętam. 

Ja i Aleksandra reanimujemy dziecko. To znaczy, ja reanimuję, a Ola mnie wspiera. Właśnie o tym pisałam wyżej. Jak to może tak być, że będę wykonywała daną czynność, a Olka nie będzie patrzyła mi na ręce?! ;< NO WAY.

Drugi rok, chirurgia. Łatwo się domyślić, w końcu kolega Igor jak na chirurga przystało, założył na oddział czepek. Idiota.

W ramach rozrywki - moja ręka po ściągnięciu szwów. Polecam nieostrożne otwieranie puszek tuńczyka, jakbyście kiedyś potrzebowali pieniędzy. Za rany cięte PZU płaci najlepiej! 

Drugi rok? Chyba tak. Zima i druty. Najlepsze zajęcie w ramach zabicia czasu pomiędzy praktykami, a wykładami. 

A jak znudziły się druty - wyglądałyśmy tak. Stawiam na to, że to wykład z farmakologii. Albo geriatrii. Wspaniały obraz nas z drugiego roku. 
 Jeszcze ja i moje słodkie paluszki. Obowiązkowe wykłady to się nazywa, mili państwo.


Tłusty czwartek <3. Ilonka zawsze o nas dbała. Ja się roztyłam, a ona schudła. Prosta zagrywka. Przejrzałam Cię, cwaniaczku! -,-


To nie więzienie. To nie psychiatryk. To oddział pediatrii. Wszystkie kliniki dziecięce zatrzymały się w czasach PRL'u, co widać na załączonym obrazku. 

A tutaj widać to jeszcze lepiej. Gastroenterologia dziecięca. Jestem pewna, że trafimy tam na dyplom. Czuję to. I właściwie to nie wiem, czy się śmiać czy płakać. 

A tutaj, żebyście moje drogie panie nie zapomniały - blok operacyjny. Siedziałam sobie na ławeczce i czekałam na pacjentkę z sali budzeń. Jak bardzo USK nie lubię, jak bardzo irytuje mnie 3/4 tamtejszego personelu, tak to miejsce szczególnie lubiłam. Bo pachniało sterylnością i zawsze było tam cicho, co w szpitalu wbrew pozorom jest rzadkością. 

Po jednym z egzaminów, taka impreza. Super piguły, no!
Ginekologia i odpowiedzialne zajęcie - cięcie ligniny i kręcenie wacików. Położne zawsze zadbały, żebyśmy się nie nudziły, a już na pewno szybciej nie wyszły do domu. I tak sobie siedziałyśmy i kręciłyśmy, choć ja...nigdy nie byłam w tym dobra:
No właśnie. Wacik do podmywania po cięciu cesarskim. Made by Margolcia13. Pozdrawiam wszystkie położnice. 


A teraz ostatnie dni praktyk oczami dziewczyn. Borowska, kolekcja wiosna/lato - czerń. Czarne skarpety, rajstopy, to to w czym możesz czuć się pewnie i komfortowo w każdej sytuacji. 

Tyle pracy na reumatologii. Taka byłam zła po dwugodzinnym tłumaczeniu pacjentce, że jej klucze do mieszkania znajdują się w depozycie. W odpowiedzi usłyszałam: "To gdzie są te moje klucze?! Jak ja się dostanę do domu?!"


Reakcja dziewczyn na moje wejście do gabinetu zabiegowego. Standardzik.


Przecież to zdjęcie broni się samo. Gwiazdy, po prostu gwiazdy. 


Panie kuchenkowe na reumatologii bardzo nas polubiły. Tyle zarobiłyśmy przez 3 lata studiów, ale...warto było <3. 



                                       
Ola i panowie konserwatorzy przykręcający szafkę. 


A to moja mała niespodzianka dla kobietek w ramach słodkiego pożegnania. Przepyszne ciasto marchewkowe - smakowało lepiej niż wyglądało. :)


I przed dyplomem - mała powtóreczka, moje kochane piguły! <3
Love you.


Tyle. Nie ma co rozpaczać. Było cudownie, ale będzie jeszcze lepiej. Staram się wychodzić z założenia, że wszystkie zmiany zawsze wychodzą tylko na dobre. Tak będzie i tym razem.


Gosia.




wtorek, 21 kwietnia 2015

Protest!!

UWAGA, UWAGA, UWAGA!

Jutro od godziny 11 do godziny 13, przed Urzędem Wojewódzkim we Wrocławiu odbędzie się protest Pielęgniarek i Położnych.
Panie zapowiadają bilbordy, plakaty i ulotki. Póki co skromnie, cicho, ostrzegawczo. Liczę na to, że mimo, iż na oddziałach ani razu nie obiło mi się o uszy, by którakolwiek z pań się tam wybierała, zbierze się pokaźna suma reprezentantek tych dwóch, trudnych zawodów.

Przykro mi jednak stwierdzić, że czytając większość komentarzy na różnych portalach medycznych widzę, że panie wcale nie są zmotywowane. Trochę to śmieszne, bo jak związki milczą i nic nie robią - jest źle. A jak ruszą i zaczyna być o nich głośno - jest jeszcze gorzej.
Parę dni temu jedna z moich koleżanek powiedziała, że w tym kraju nic się nie zmieni, dopóty dopóki na emeryturę nie odejdą wszystkie panie w podeszłym wieku, które mimo iż najgłośniej krzyczą - gówno robią. I taka jest prawda. Smutne jest jednak to, że zanim te panie odejdą, to zdążą nam, młodym dziewczynom, pełnym werwy, energii i chęci do zmian, zrównać cały, idealistyczny plan polskiego pielęgniarstwa z ziemią. Bo powszechnie wiadomo jest, że łatwiej ściągnąć ludzi na dół, niż wyciągnąć do góry.

Na koniec jeszcze miła, zaskakująca informacja. Otóż lekarze oficjalnie zdecydowali się poprzeć protest P&P. Naczelny Izby Lekarskiej poinformował, że walka o godność wykonywania tych profesji jest potrzebna, bo personelu brakuje, a wszystko przez zbyt niskie wynagrodzenia. Świetna wiadomość, w końcu widzą, że coś faktycznie jest nie tak.


Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek.

Mam najwspanialszą grupę na świecie, pracuje z cudownymi dziewczynami, które może nieświadomie, dają ogromnego kopa do działania. 
Dziś po raz pierwszy, całkiem na poważnie, na oddziale spotkałam się z czymś, co zgięło mnie z nóg i odebrało siły do pracy. Wystarczyły trzy słowa "nie dam rady", a w zastępstwie za mnie znalazły się cztery pary rąk do pracy. 
"Gosia, usiądź."
"Gosia, wyjdź na korytarz." 
Ej, naprawdę po raz pierwszy spanikowałam. Jak długo studiuję, pierwszy raz pomyślałam, że się do tego zawodu nie nadaję i po prostu sobie nie poradzę. Co będzie, jak dziewczyn zabraknie, bo każda pójdzie w swoją stronę, a ja na odcinku dostanę tak wymagającego pacjenta? 
Długo nie musiałam czekać na odpowiedź.
"Gosia, zawsze znajdzie się ktoś mniej czuły."
"Zawsze znajdzie się ktoś, kto Ci pomoże."
"Na pewno nigdy nie zostaniesz z tym sama."
A co jeśli zostanę?
"To wtedy zadzwonisz po nas." 


Może nie wyglądają, ale są całkiem spoko.
Oddział Reumatologii, USK.


Życzę Wam takich znajomych.
Buzi, buzi.
Gosia.



PS. Będę tęskniła za takimi śniadaniami. 
<3

sobota, 18 kwietnia 2015

Północ.

Północ. Zazwyczaj pod presją konieczności wstawania o 5, ciężko jest zasnąć. W moim przypadku północ to taka granica, kiedy już definitywnie powinnam leżeć i liczyć barany. Nigdy nie pomogło. Przez to przerzucanie się z boku na bok, bardzo często ludzie cierpią na różnego rodzaju nerwice. Bo to takie koło, które samo się napędza. Musisz wstać, więc się denerwujesz. Denerwujesz się bo nie umiesz zasnąć. Nie umiesz zasnąć, więc znów się denerwujesz. Jesteś zdenerwowany, więc nie zaśniesz. To co dzieje się w naszej głowie ma ogromny wpływ na to co dzieje się z naszym ciałem, a przede wszystkim z naszym sercem. Jeśli ta niewielka pompa ssąco - tłocząca przyspiesza, możesz być pewny, że jest to gwarancja uniesień, wzruszeń, a jednocześnie tęsknoty. Tęsknoty za spokojem.

Mimo, że to właśnie północ wprowadza do mojego życia pewien rygor i hierarchię, większość moich znajomych wie, że to własnie północ jest tym, do czego ostatnio zmierza każda moja myśl. 
To, że Gdańsk jest pięknym miastem wie każdy, kto miał okazje iść przez ulicę Długą i Długi Targ, spoglądać na Panienkę z okienka, spacerować po deptaku przy Motławie, pić herbatę w kawiarni Retro, karmić mewy na plaży w Jelitkowie, pić piwo na molo w Brzeźnie i biegać po parku Oliwskim. W moim przypadku oprócz wszystkich tych atrakcji, jest coś jeszcze. Od 9 roku życia, przez pięć następnych lat, rok w rok, jeździłam na ulicę Tatrzańską i spędzałam najpiękniejsze chwile z rodziną. Brzmi słabo, ale dokładnie tak było. To tam dowiedziałam się, że kołaczyki są tylko na Śląsku. I to tam obiecałam sobie i mamie, że jak będę duża to tu zamieszkam, a ona jak tylko będzie mogła będzie mnie odwiedzać. A ja miałam mieć przystojnego męża Łukasza, dom z widokiem na plażę i biszkoptowego goldena. Aktualnie nic tego nie zapowiada, ale też moje wymagania się zmieniły. Może być mieszkanie, może być kundel, a mężczyzna może być, ale nie musi. No i niekoniecznie Łukasz. 


Z racji tego, że sporo dodaje tu zdjęć, tym razem nie będzie inaczej. :)

Trasa Pszczyna - Gdańsk Oliwa. Ja i moje wspaniałe kuzynostwo. Jak to ostatnio powiedziała Ola (ta najbardziej na prawo) - "Gosia, wtedy jeszcze byłaś najwyższa." Dokładnie. Najwyższa, jako jedyna miałam piersi i wydawało mi się, że jestem taka dorosła. Teraz nie dorastam im do pięt, cycki mamy wszystkie, a Kuba, to nawet zarabia.

Romantycy. Zdjęcie było robione w 2004 roku. Zabawne, że 10 lat później, zupełnie nieświadomie odwiedziliśmy dokładnie te same miejsca. 

Wrzesień 2014.

Już wiem skąd teraz te zmarszczki na nosie. 

Stylowy kuzyn Gracjan, stylowa ja. Park Oliwski - zdecydowanie moje ulubione miejsce. Jakbyście kiedyś byli w Gdańsku, Oliwę obierzcie jako podstawowy punkt wycieczki. 

Nic się nie zmieniło, prawda? Oprócz tego, że teraz brakło mi odwagi żeby stąpać po śliskich kamieniach. 
Cudownie!

Pazerne mewy. 

Brudny, ale przepiękny, wzburzony Bałtyk. W takim wydaniu kocham go najmocniej. Najlepszy szum, najprzyjemniejszy wiatr. <3

Ludzie stale mnie zaskakują. 


A o takie spędzanie wolnego czasu od września, modlę się co wieczór! ^^



Ja wklejona na plażę w Brzeźnie. Spacerowiczka, po prostu. 
 
Co do wiatru, to ten nadmorski naprawdę mi nie przeszkadza. Nawet załzawione oczy, podarte włosy, obszczypane usta i wiecznie czerwony nos (dlatego czarno białe zdjęcie), mnie nie zniechęcają. 

A to na koniec. Zapiera dech, prawda? Zachęca? Daje powód do tego, żeby tęsknić? Generalnie szybko przywiązuje się do ludzi, do miejsc z resztą podobnie. Ale w życiu nie pomyślałabym, że podobnie jak tęsknie za przyjaciółmi, będę tęskniła za jakimkolwiek miejscem. A za Gdańskim - tęsknie okropnie.

Czy we Wrocławiu mi źle? Broń Boże. Czy Wrocław mi się nie podoba? W życiu nie przeszłoby mi to przez gardło. Jest pięknym miastem, wspaniale się rozwijającym, dającym ogromne możliwości, ale to do Gdańska mam ogromny sentyment i aktualnie to z tym miastem chciałabym wiązać swoją przyszłość. 


Dobranoc,
Gosia.

środa, 15 kwietnia 2015

Hospicjum.

Wczoraj byłam pewna, że poziom złości i frustracji sięgnął zenitu, ale okazuje się, że nie. Okazuje się, że mam jeszcze spory zapas, wystarczyła spokojna, w pełni przespana noc.
Ostatnio nie mam czasu kompletnie tu zaglądać. Podobno jak blog przetrwa rok, to osoba prowadząca go, może nazwać siebie pełnoprawnym blogerem. Obawiam się, że zarówna ja, jak i ten blog mogą tego nie dotrwać.

Nie od dziś wiadomo, że student to nikt. Student to ktoś, kim można pomiatać. Legalnie, bez skrupułów, Dziwne, że jeszcze nie ma odpowiedniego rozporządzenia, które regulowało by to prawnie. Najgorsze jest, że najczęściej nadużywają swoich praw osoby, które same jeszcze niedawno skacowane jechały na zajęcia. Nie mnie tu oceniać, ale im dłużej przebywam wśród ludzi "uczonych" uświadamiam sobie, że człowiek im większy tytuł zdobędzie, tym hierarchia jego wartości układa się do góry nogami.
Tak, jestem Gosia i od około 2 lat odpieprzam niezłą pańszczyznę, często nie dostając w zamian nawet magicznego słowa "dziękuję". Nieważne. Nie oczekujmy zbyt wiele.
Ale czasu zabrać sobie nie dam. Nie chce mi się opisywać, płakać, lamentować. Za dużo otwartych plików w Wordzie niebezpiecznie na mnie spogląda.
Z racji tego, że jak najszybciej chcę wrócić tutaj, w pełni sił i sprawności umysłowej, muszę uciec i poinformować wszystkich, że pojawię się znów, jak tylko moja praca licencjacka będzie miała więcej niż 15 stron.

WNIOSKI DNIA WCZORAJSZEGO:
1. Zło całego świata to wina Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. CAŁEGO, zaznaczam.
2. Uczelnia, rektorat, dziekanat - w przeciwieństwie do Ministerstwa - nie są winne niczemu.
3. Regulaminy są po to, żeby się do nich nie stosować.
4. Regulaminy są po to, żeby je co miesiąc zmieniać.
5. Życie jest bez sensu.


 Agniesia - moja dziewczyna, niezadowolona Ilona i ja w nowych kolczykach. Praca w Hospicjum jest bardzo obciążająca psychicznie, czego w sumie można się domyślać. Dlatego też odreagowujemy i nabieramy dystansu co drugi krok strzelając sobie foteczkę. Gdybyście kiedyś byli świadkiem podobnych, przykrych zdarzeń - polecamy. Sprawdzona skuteczność, a jakie zadowalające efekty!

Z takich newsików, ostatnio też mi się przytyło. Dokładnie 4 kg. Siedzę, przewijam stronę facebookową, czytam kolejny wpis Chodakowskiej o tym jaka to jestem wspaniała, mądra, zaradna, piękna, wrażliwa, no ale że na pewno czegoś mi do pełni szczęścia brakuje i ona w zupełności wie co jest tym brakującym puzzlem. Mianowicie - smukłe uda i kaloryfer na brzuchu. Nie brzmi zbyt ambitnie, prawda? Szczególnie gdy ma się styczność z prawdziwymi problemami ludzi, od których ta kobieta ewidentnie jest odcięta. Ewka - rzucam Ci wyzwanie! Wymyśl taki program, żebym na starość nie miała problemów z na przykład - nietrzymaniem moczu. Co ty na to?
Tym czasem zabieram się za mój trening.
Buzi, buzi!

Gosia.









sobota, 4 kwietnia 2015

Easter szał.

W setkach przesłanych życzeń, w tysiącach życzliwych słów skierowanych do osób z naszego otoczenia zapominamy, że najnormalniej w świecie mamy to w dupie. Gdzieś mamy to, jak się u kogoś wiedzie, a tym bardziej mamy gdzieś to, jak się będzie wiodło. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że nasze życzenia nie wnoszą nic do życia ludzi nam bliskich, bo... nie są szczere. Albo nie, są szczere. Tyle, że nieprzemyślane.
O ile wokół świąt Bożego Narodzenia jest jeszcze ta aura dobroci (choć też co raz mniejsza), to święta Wielkanocne kojarzą się tylko i wyłącznie z święceniem jajek i pieczeniem mazurków. Myślę, że nawet w domach największych, najbardziej zagorzałych Katolików zapomina się, że NIEUMIARKOWANIE W JEDZENIU I PICIU to też grzech.

Przeanalizujmy dwie, pierwsze lepsze wiadomości z życzeniami, które dostałam w przeciągu ostatnich dni.
1.Wiadomość SMS, koleżanka niewidziana x lat. "Mnóstwo radości, jaj obfitości, koszyka marzeń i mocnych wrażeń. W dyngusa dużo lania i radości z leniuchowania". Bajka. Pięknym byłoby, gdyby choć w pewnym stopniu udało się to wszystko zrealizować. Zestawmy to z brutalną rzeczywistością. Potrawy z święconki w niedziele rano są zimne, suche i niesmaczne. Mokrego dyngusa? Kto normalny lubi stać i piszczeć, bo ktoś inny wylewa na niego hektolitry zimnej wody (bo rzadko ciepłej), ciesząc się przy tym jak nie do końca sprawny intelektualnie? Koszyka marzeń i mocnych wrażeń - pozwólcie, że nie skomentuje, bo chyba mam tak nudne życie, że przenigdy nie miałam żadnych wrażeń podczas Wielkiej Nocy, a co dopiero mocnych. 
2. Facebook, kolejna super koleżanka. " Zdrowych i wesołych świąt!" Noo, jasne, że zdrowych. Muszę być zdrowe, żeby zdrowo się nawp*erdalać. :)

Jestem zażenowaną, zachmurzoną, beznadziejną pigułą, która dzisiaj niczym nie odstaje od pań zasiadających za okienkiem w recepcji każdej przychodni. 
Patrząc z mojej perspektywy na to co się dzieje, chcę Wam wszystkim, każdemu z osobna życzyć SPOKOJU. Tylko i wyłącznie. A studentom - szybkiego powrotu na stancje.


Nie będzie pielęgniarek, nie będzie Wrocławia. Będzie Wodzisław i to, co sprawia, że chce się wracać, choć nie zawsze wszystko wygląda tak jakby się chciało. 
Moje osiedle nie jest ładne, trudno tu spotkać urokliwą dziewczynę, jeszcze trudnej przystojnego mężczyznę. Ale za to jestem ja. I moja niebezpiecznie duża rodzina. 
 Patrząc na to zdjęcie, wyciągnęłam dwa wnioski.
1. Dziękuję genom, że mam loki.
2. Moja mama umawiała dziewczyny do zdecydowanie mało profesjonalnego fryzjera.

Z tego miejsca, ślę wyrazy współczucia wszystkim jedynakom.

<3

 
Szpadzistki.

Artystki.

Mówcie co chcecie, ale zdjęcie wygrała Sieha (to ta cwaniara w różowym, z kozacko założonymi rękami i wyśmiewającą mimiką).

Na koniec - trzy wspaniałe, szczęśliwe, przejęte wzniosłością sytuacji kobiety. Ja szczególnie emanuje radością, prawda? 

Krótko, mało treściwie, mało ambitnie, mało konkretnie. Wszystko dlatego, że szpital zszedł na drugi plan, chociaż na chwilę. Wracam na Śląsk i cieszę się, że są tu osoby, które się z tego powodu szczerze uśmiechają. Chociaż Julia i Martyna są mocno zajęte swoimi wielkanocnymi zajączkami - wiem, że nadejdzie ten dzień, kiedy padniemy sobie w ramiona. :)


ALLELUJA, he he.
Gosia.