czwartek, 19 marca 2015

Mała Zosia.

Raz na jakiś czas przez media musi przewinąć się wątek medyczny.
Tak już jest, było i będzie. Pomiędzy kolejnymi aferami polityków, absurdami polskich urzędów i biurokracji, musi pojawić się "coś" medycznego.
Czasem lekarz, czasem szpital, czasem położna, pielęgniarka. Nigdy nie angażowałam się za bardzo w te wszystkie nagłaśniane skandale, bo po co zaprzątać sobie głowę kolejnymi zmartwieniami. Mam ich wystarczająco dużo.
Tak było i tym razem, jednakże - do czasu.

Już od dobrych dwóch tygodni media huczą przez wszystkie możliwe odbiorniki. Telewizja, radio, internet przepełnione są informacjami na temat małej Zosi z domu dziecka, która leżała obrobiona po pachy (dosłownie) w łóżeczku, zupełnie zaniedbana przez ... uwaga, uwaga...PIELĘGNIARKI.
Dokładnie tak, zgadza się. Trzynastomiesięczne dziecko nie potrafiące zawalczyć o swoje, pozostawione samo sobie na obskurnym oddziale pediatrycznym w szpitalu w Łukowie. Serce się kraja, łzy same pchają się do oczu. Jak można?! Jak można być takim chamem, jak można tak bardzo nie mieć serca!? Wybierają takowy zawód, a potem wyrządzają krzywdę tym najmniejszym, bezbronnym. Kpina. Zgadzam się, kpina.

Niedługo po opublikowanym materiale dyrektor szpitala ogłasza zastosowania kar wobec dwóch najmniej empatycznych pielęgniarek na oddziale,  po przez przeniesienie je na inny oddział. Eee, nie rozumiem. A na jakiej podstawie zostały wybrane te "DWIE NAJMNIEJ EMPATYCZNE"?
Ustawił je w rządku i ta, która miała najmniej ciekawy mundurek wyleciała? Albo ta, która nie zdążyła zrobić makijażu bo całą noc spędziła przy swoim schorowanym dziecku? A może ta, która po prostu miała gorszy dzień, a z racji tego, że jest tylko człowiekiem też ma do niego prawo? To również jest kpina.
Dlaczego zastosowano jakiekolwiek kary, skoro przecież prokuratura dopiero wszczęła śledztwo?
Okej, okej...nie będę przeginała. Pielęgniarki w jakimś stopniu zawaliły, jasne. Takie coś w ogóle nie powinno mieć miejsca. Sama z doświadczenia wiem, że na oddziałach dziecięcych pielęgniarki są najmniej zadowolone ze swojego życia. Nie wiem, może te dzieci wysysają z nich energię, uśmiech, czy coś tam...ale ludzie! Ręce mi opadają.
Cała Polska publicznie zlinczowała pielęgniarki, którym póki co nic nie udowodniono, ale nikt nie spojrzy na to, że każda z nich miała pod sobą w tym dniu 10 pacjentów.
10 PACJENTÓW, to duża liczba, naprawdę. Hipotetycznie załóżmy, że pięcioro z tych dziesięciu dzieci ma ostrą biegunkę. Albo wymioty. Albo gorączkę. Albo po prostu płacze. Każdemu z osobna należy zrobić leki, należy je podać, należy je zawieźć na badania. To nie jest takie hop siup, ale jasne, napisać jest znacznie prościej.

Całej sytuacji rumieńców dodają wypowiedzi mam, które rzekomo przebywały w tym czasie na sali z Zosią. Żadna nie pokazuje twarzy. Jak tłumaczą, Łuków to mała miejscowość, a one mają małe dzieci. A co ma piernik do wiatraka? Byłaś świadkiem, podpisujesz się pod zarzutem rękami i nogami? To zrób to do końca. Naprawdę łatwo zniszczyć komuś życie.
Jedna z kobiet mówi, że dziecko leżało głodne, budziło się w nocy, było wykończone, nie dostawało jeść tylko bez przerwy kroplówki. Stop. Zosia przyszła na oddział z ostrą biegunką, kroplówki były tym co ratowało jej życie, tym co zlecił lekarz, a pielęgniarka tylko podłączała.  Zosia nie jadła? Nie jadła, bo miała biegunkę. Taki trochę łańcuch pokarmowy, jedno wynika z drugiego.
Dlaczego telewizja emitująca wypowiedź matek nie podała, że kobiety nie są specjalistkami w żadnej z dziedzin nauk medycznych i mówią o rzeczach, o których nie mają bladego pojęcia?

W ramach podsumowania, żeby było jasne. W całej wypowiedzi pewnie wyszłam na stronniczą, młodą pigułę, która w zaparte pójdzie bronić swojego zdania mimo, że nie ma racji. Trochę tak jest, ale w tym przypadku sprawa jest bardzo niejasna i bardzo krzywdząca. Wyciąga się daleko biegnące wnioski, wydaje się wyrok po opublikowaniu nic nie pokazujących jednoznacznie zdjęć. Być może matki mają rację, być może pielęgniarki nie reagowały na ich ciągłe prośby i upominania o zajęcie się dziewczynką. Być może też te zdjęcia zostały zmanipulowane. Być może też nigdy nie doszło do upomnienia pielęgniarek. Być może panie pracujące na tym oddziale były niemiłe dla którejś z matek i ta w ten sposób się odwdzięcza. Być może. Jedno jest pewne - Zosia jak podrośnie i zobaczy te zdjęcia w Internecie, na pewno nie będzie zadowolona.



                                  Pielęgniarski dzienniczek wesołych księżniczek, PART II.
Neurologia. Do mnie również nie do końca docierają te słowa, które zaraz tu napiszę, ale naprawdę tak jest. Przeszłam już przez wiele oddziałów, natknęłam się na różnych ludzi, ale TA pani oddziałowa...skradła moje serce.
Jak tylko ją widzę uciekam na drugi koniec korytarza, gdy słyszę z daleka jej głos - chowam się do którejkolwiek sali pacjentów, unikam kontaktu wzrokowego żeby nie prowokować lwa, a jednak ta pani ma w sobie to coś, za co ją cenie. Trzyma oddział twardą ręką, wymaga, nie odpuszcza, pilnuje, ale dzięki temu jest porządek. Wszystko stoi na swoim miejscu, wszystko dzieje się w swoim czasie. A przede wszystkim, co dla mnie ważne - szanuje nas. Cztery skromne, ładne, mądre, młode pielęgniarki, które przyszły na ten oddział, bo pech chciał, że neurochirurgia była już obstawiona.
Czy żałuję? W najmniejszym stopniu nie. Każdy mój ruch jest doceniony, o wszystko mnie proszą, za wszystko dziękują, nie krytykują tylko tłumaczą. Czego chcieć więcej? Tylko tego, żeby wszędzie tak było.

Jednak nie mogłoby być tak kolorowo. Pewna pani doktor doprowadziła mnie do białej gorączki, jak nie gorzej. Bardzo ładna, młoda, zadbana kobieta zasiadająca w gabinecie USG, specjalistka od spraw sercowych.
Zaczęło się niewinnie.
JA - Pani doktor, przyjeżdżamy z pacjentką z neurologii.
DOKTOR X - (przewrócenie oczami, bardzo kulturalne zresztą) -Bardzo długo to trwało. -(wymowne zarzucenie rudych włosów opadających na ramiona).

Temperatura mojego organizmu powoli wzrastała, spokojnie przyjmowałam kolejne łyki powietrza próbując się ochłodzić. Tyle, że jak się chłodzić skoro mam do czynienia z takim ohydnym stworzeniem?! Powietrze stawało się co raz bardziej gęste, w atmosferze panującej w gabinecie czuć było zbliżające się spięcie, które mogło doprowadzić tylko do jednego. Do potulnego skulenia ogona, spuszczenia głowy i wyjścia na korytarz.
Albo nie. Nie tym razem, młoda doktorko.

DX - Widzę, że pani nie będzie współpracowała.
JA - Pani ma niedowład po udarze. Ciężko ją w ogóle ustawić do badania bo jest bardzo obrzęknięta.
DX - A czy ja wybieram państwu pacjentów do badania?! Ja mam swoich i o nich dbam, u Was macie swoich lekarzy i do nich proszę mieć pretensje. Ja nie jestem Bogiem.
(SERIO, NIE JESTEŚ?! Bo zachowujesz się tak jakbyś co najmniej nim była). Ograniczyłam się tylko do krótkiego.
JA - Ale nikt tego od pani nie wymaga. Pani nie jest Bogiem i my też nie, dlatego bardziej na lewy bok już pani nie obrócę. (Pierś do przodu, broda wysoko, zmrużone oczy z tą charyzmatyczną iskierką wyższości, hihihi)
DX - W takim razie proszę trzymać tą rękę, bo jakoś tak niefortunnie leży. Pewnie i tak nic tu nie zobaczę. (I znów uciekające oczy dookoła głowy).


No.
Takie złe te pielęgniarki.
Dajcie podwyżki lekarzom.
Proszęęę, biednym się należy. ;<



Wyszłam z gabinetu USG i dla rozładowania złych emocji musiałam sobie zrobić zdjęcie. Tragedia, do czego Ci lekarze są mnie w stanie doprowadzić. -,-

A to my się śniadaniujemy. 
Bacha, Zocha, Ela, Kamilka, Marta i włosy Justyny. 
Pozdrawiam również Tomasza R, który śniadanie spożywał z nami i mówił, że czyta tego bloga. 
A to nie lada wyróżnienie.



Czas na spacer, adieu!
Gosia.


1 komentarz:

  1. Nie żałuj, że nie poszłaś na neurochirurgię :D Pracuję na neurologii i wiem, że jako oddział jest ona znacznie ciekawa niż neurochirurgia. Cieszy mnie, że dobrze Ci na praktykach na neuro. Mnie również pielęgniarki i oddziałowa cudownie tratowały w trakcie praktyk i dzięki temu wróciłam tam do pracy :) To ciężki oddział jak diabli, jeden z najcięzszych, ale nie zamieniłabym go na żaden inny :) Życzę Ci powodzenia!

    OdpowiedzUsuń