poniedziałek, 26 stycznia 2015

Cześć!
Pierwszy post. Ciężko mi zebrać się w sobie, żeby pojąć całą tą szeroko pojętą blogosferę. Wybranie tła, dopasowanie nagłówków, czcionki i kolorystyki to dla mnie nie lada wyzwanie. Dlatego zostawiam to na później. Przecież nie od razu Kraków zbudowano, czy coś w tym stylu.

Nie jestem zbyt elokwentna, inteligentna, zabawna, zbyt ładna też nie. Rzecz w tym, że od jakiegoś czasu masa przeróżnych myśli przewija się przez moją głowę. Masa myśli, wniosków, spostrzeżeń, które teraz regularnie chcę spisywać tutaj. Nie oczekuję milionów wyświetleń, tysięcy komentarzy, setki subskrypcji. Wystarczy mi, że sama dam upust temu co mnie denerwuje i gnębi, a jednocześnie temu co mnie zachwyca i pociąga.

Jak już wspominałam w zakładce "o mnie", jestem, a raczej będę pielęgniarką. Będę - bo w czerwcu podejdę do egzaminu dyplomowego tak jak 65 innych koleżanek z roku, a jestem - bo mimo braku uprawnień pracuję na oddziałach jak pełnoetatowa pielęgniarka. I to już od ponad roku. Haaa, i proszę bardzo w jak bardzo zgrabny sposób przeszłam do pierwszego problemu, który wyzwala we mnie same negatywne emocje.
Z reguły ludzie na słowa "studentka pielęgniarstwa" reagują tak samo. A jak nie tak samo, to przynajmniej bardzo podobnie. Śmiech, uniesienie brwi w geście zaskoczenia, czasem ucieczka wzrokiem. W zasadzie powinnam się do tego przyzwyczaić bo przecież moje nerwy i ciągłe skomlenia nic nie zmienią. Tylko, że dlaczego mam się przyzwyczajać do czegoś co doprowadza mnie do szału? Wybrałam taką, a nie inną profesję świadomie, doskonale zdając sobie sprawę z przyszłości tego zawodu w Polsce i nie życzę sobie, żeby ktoś tym gardził. W żaden sposób nie czuję się gorsza od inżynierów, prawników, lekarzy.
Pech chciał, że wróciłam do rodziców akurat w dzień, w którym była zaplanowana kolęda. Ludzie, sprawy sobie nie zdajecie jaką minę zrobił ksiądz na moje słowa, że będę pielęgniarką. "Naprawdę?! Będziesz pigułą?! To na wysokie zarobki się nie nastawiaj." Całkiem poważnie byłam bliska by mu powiedzieć, że podobnie jak on wybrałam drogę pomocy ludziom, tylko tą nieco mniej dochodową.

Ok, ale wszystkie te żale to nawiązki do osobnych, długich notek, które postaram się regularnie tu zamieszczać.
Podsumowując jestem Gosia, mam 22 lata. I za niedługo oficjalnie będę mogła rozkładać białe miasteczko na ul. Wiejskiej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz