Trudno jest pisać o byle czym. Najgorzej jest pisać bez żadnego konkretnego pomysłu, tylko po to, żeby pisać. Stąd też te przerwy, które następują jedna po drugiej i każda następna co raz dłuższa. Czas poszukać inspiracji, ale ciężko to zrobić jeśli na szpitalnym oddziale bywam teraz bardzo rzadko. Studia magisterskie faktycznie przygotowują nas już tylko i wyłącznie do bycia oddziałowymi i otwierają drzwi do dalszej edukacji. Nie chce poruszać spraw politycznych, kolejnych zamachów terrorystycznych, które z całym szacunkiem, przez maksymalnie tydzień będą opłakiwane przez całą Europę, żeby znów wrócić do normalności. Aż do następnego ataku, bo chyba nikt nie ma wątpliwości co do ich zaistnienia.
Siedzę w pociągu, korzystam z dóbr Intercity i piszę tą notkę. Na Whats appie siostra z Włoch żartuje sobie, że ma dylemat czy sprzątać, czy może pakować się i wracać do Polski? Naczytała się przepowiedni ojca Klimuszko w sprawie zbliżającego się końca świata, wielkiego potopu, który ma się ciągnąć od Niemiec i Francję po same Włochy i inwazji ludzi nie wyglądających na Europejczyków, płynących do południowej Italii na okrągłych stateczkach.
Przerażona, jest przekonana, że to wszystko się wydarzy, że przecież każda wcześniejsza przepowiednia duszpasterza się sprawdzała, to dlaczego ta miałaby nie być prawdą, skoro przecież to wszystko tak naprawdę dokonuje się już teraz?
Racja. Dzieją się złe rzeczy, a ja z reguły sceptycznie nastawiona do wszystkich wróżb, przepowiedni, jasnowidzów i zjawisk paranormalnych muszę stwierdzić, że coś w tym jest. Słowa "koniec świata" są jak najbardziej adekwatne, jakby tak rozejrzeć się wkoło na to, co się dzieje. Jeśli lekarze, pielęgniarki i położne są w stanie stanąć do zabiegu aborcji dziecka w 24 tygodniu ciąży, zrobić to nieumiejętnie i przez godzinę nie podjąć próby ratowania życia, to... jak to nazwać jeśli nie końcem świata? Nie chodzi mi tutaj o żadne poglądy popierające, czy też zupełnie odrzucające aborcję. Nie chodzi mi o prawo, czy wolno, czy nie wolno. Nie chodzi mi o to czy chore czy zdrowe, Chodzi mi o to, że płacz, nawet dziecka, przestaje już wzruszać i poruszać. Chodzi mi o bycie człowiekiem. O nie zatracanie tego, co w każdym człowieku jest, tylko niepielęgnowane gdzieś zanika. Człowieczeństwo.
W telewizji na każdym programie krzyki. Politycy, którzy dawno już zatracili umiejętności prowadzenia dyskusji robią wszystko by odwrócić uwagę od tego, co tak naprawdę jest ważne dla ludzi. Wiadomości, Panorama, Fakty, wszędzie informacje o mordowaniu, o ściętych głowach, o kłótniach, zaginięciach, samobójstwach. Jak ludzie mają tego nie robić, skoro wszędzie wkoło o tym słyszą? Kiedyś modny był spot "Agresja budzi agresję". Śmiem twierdzić, że aktualnie ta zasada obowiązuje nadal. W trochę innej odsłonie, bardziej drastycznej i mocno poszerzonej, ale obowiązuje.
Nie mylmy rozmowy na tematy trudne, z promowaniem różnego rodzaju zachowań.
Piszę o smutnych, szarych czasach, że takie złe i niedobre, a sama ciągle marudzę.To może podzielę się z Wami diametralną zmianą, która u mnie zaszła po przeprowadzce na Pomorze. W Gdańsku nie tracę żadnego słonecznego dnia. Hurraaaa, oficjalnie zakończyłam życie niedźwiedzia. Teraz leżakuje na plaży, łapię witaminę D3 i śpiewam szanty :)
Ahoj!